Zwiedziłyśmy też dzielniczkę arabską Albaycin, gdzie można kupić absolutnie wszystko- od przypraw, przez pamiątki, do ciuchów (też dziecięcych szarawarów). Spotkałyśmy się z wieloma Erasmusami i studentami Uniwersytetu w Granadzie. Dzień rozpoczęłyśmy od zainicjowanego przez mentorkę śniadania w kawiarni.
Dzięki tym spotkaniom, na których wszyscy mówili po hiszpańsku, postanowiłam sobie zmienić mój plan zajęć. Po pierwsze, dobrać chociaż jedne zajęcia po hiszpańsku i po drugie pójść na kataloński. Nauka hiszpańskiego na zajęciach z audiowizualizacji może być mega ciekawa... ale kataloński pokrywa mi się z innymi zajęciami… no zobaczymy. Skoro o planach mowa, to mam i plany na przyszłe podróże- pożyczyć snowboard, wleźć na Sierra Nevada i... zjechać z ponad 3000 m n.p.m. Może to zabrać weekend- dla mnie bomba. Bilet z Granady kosztuje 9 euro, aby mieć dobry start w góry.
A dziś (23.02) rano wyruszyliśmy autobusem za 6,12 euro do Motrilu, gdzie mieszkają rodzice jednej ze studentek- Ester. Jest to miejscowość położona na południe od Granady. Podróż trwała 1h, a górskie widoki były ucztą dla wzroku. Wizytę rozpoczęłyśmy od śniadania- churrosy z czekoladą na gorąco. Pierwszy raz spróbowałam tych tradycyjnych słodyczy, prze-py-szne! To trochę jakby ciasto z racuchów wypuszczać przez rękaw cukierniczy do dekorowania- czyli długi glut, który smaży się na głębokim oleju.
Następnie maczamy w czekoladzie, albo posypujemy cukrem i hiszpański rarytas gotowy. :) Następnie pojechaliśmy nad morze. Silny wiatr, piękne słońce, wysokie fale.... Kitesurfingowcy mieli dzisiaj frajdę. Zapatrzyłam się jak skakali na falach- to taki snowboard, tyle, że ze spadochronem.... Kurs 3h z wypożyczeniem całego sprzętu kosztuje 75 euro, więc jeśli odłożę pieniądze na pewno chciałabym tu wrócić w celu okiełznania „kitu”.
Po godzinnym spacerze pojechaliśmy ku ostatecznemu przeznaczeniu- obiad w domu Ester. Pomogliśmy w przygotowaniach kurczaka zapiekanego z ziemniakami. Cały dzień osłuchiwałam się z hiszpańskim, więc już po obiedzie zaczęłam coś rozumieć. Jeszcze rodzina Ester zaprosiła nas na podwieczorek- słodziutki ryż w mleku o konsystencji flanu (budyniu) oraz tarta z jabłek. Mniam!
Dzięki temu wyjazdowi dotarło do mnie ile tracę ograniczając się do angielskiego i szukając polskiego wokół siebie. Postanowiłam zmienić swoje przedmioty i zacząć więcej spanglishować, aby w końcu dojść do spanisha.
Zasady porządnego Erasmusa:
1. Mówić w lokalnym języku
2. Uczyć się lokalnego języka i kultury
3. Jeść tradycyjne potrawy
4. Studiować w lokalnym języku
5. Podróżować!!! Wszędzie i ze wszystkimi
6. Spotykać się na tapasy z innymi studentami
7. Zapraszać innych studentów na kolacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za Twoje wsparcie! :)