niedziela, 23 lutego 2014

02.22/23 W Granadzie poczułam ducha Erasmusa- dzięki Oli

Wczoraj zwiedziłam dzięki Oli piękną Granadę. Najpiękniejszą wizytówką tego miasta jest pałac Alhambra. Moja przyjaciółka, prowadząc mnie na taras widokowy San Nikolas, zakryła mi oczy, abym za szybko nie zobaczyła tego pięknego widoku. I faktycznie panorama zapiera dech w piersiach.

Zwiedziłyśmy też dzielniczkę arabską Albaycin, gdzie można kupić absolutnie wszystko- od przypraw, przez pamiątki, do ciuchów (też dziecięcych szarawarów). Spotkałyśmy się z wieloma Erasmusami i studentami Uniwersytetu w Granadzie. Dzień rozpoczęłyśmy od zainicjowanego przez mentorkę śniadania w kawiarni. 



Dzięki tym spotkaniom, na których wszyscy mówili po hiszpańsku, postanowiłam sobie zmienić mój plan zajęć. Po pierwsze, dobrać chociaż jedne zajęcia po hiszpańsku i po drugie pójść na kataloński. Nauka hiszpańskiego na zajęciach z audiowizualizacji może być mega ciekawa... ale kataloński pokrywa mi się z innymi zajęciami… no zobaczymy. Skoro o planach mowa, to mam i plany na przyszłe podróże- pożyczyć snowboard, wleźć na Sierra Nevada i... zjechać z ponad 3000 m n.p.m. Może to zabrać weekend- dla mnie bomba. Bilet z Granady kosztuje 9 euro, aby mieć dobry start w góry.

A dziś (23.02) rano wyruszyliśmy autobusem za 6,12 euro do Motrilu, gdzie mieszkają rodzice jednej ze studentek- Ester. Jest to miejscowość położona na południe od Granady. Podróż trwała 1h, a górskie widoki były ucztą dla wzroku. Wizytę rozpoczęłyśmy od śniadania- churrosy z czekoladą na gorąco. Pierwszy raz spróbowałam tych tradycyjnych słodyczy, prze-py-szne! To trochę jakby ciasto z racuchów wypuszczać przez rękaw cukierniczy do dekorowania- czyli długi glut, który smaży się na głębokim oleju.

Następnie maczamy w czekoladzie, albo posypujemy cukrem i hiszpański rarytas gotowy. :) Następnie pojechaliśmy nad morze. Silny wiatr, piękne słońce, wysokie fale.... Kitesurfingowcy mieli dzisiaj frajdę. Zapatrzyłam się jak skakali na falach- to taki snowboard, tyle, że ze spadochronem.... Kurs 3h z wypożyczeniem całego sprzętu kosztuje 75 euro, więc jeśli odłożę pieniądze na pewno chciałabym tu wrócić w celu okiełznania „kitu”.

Po godzinnym spacerze pojechaliśmy ku ostatecznemu przeznaczeniu- obiad w domu Ester. Pomogliśmy w przygotowaniach kurczaka zapiekanego z ziemniakami. Cały dzień osłuchiwałam się z hiszpańskim, więc już po obiedzie zaczęłam coś rozumieć. Jeszcze rodzina Ester zaprosiła nas na podwieczorek- słodziutki ryż w mleku o konsystencji flanu (budyniu) oraz tarta z jabłek. Mniam!

Dzięki temu wyjazdowi dotarło do mnie ile tracę ograniczając się do angielskiego i szukając polskiego wokół siebie. Postanowiłam zmienić swoje przedmioty i zacząć więcej spanglishować, aby w końcu dojść do spanisha.

Zasady porządnego Erasmusa:
1. Mówić w lokalnym języku
2. Uczyć się lokalnego języka i kultury
3. Jeść tradycyjne potrawy
4. Studiować w lokalnym języku
5. Podróżować!!! Wszędzie i ze wszystkimi
6. Spotykać się na tapasy z innymi studentami
7. Zapraszać innych studentów na kolacje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za Twoje wsparcie! :)