Hola todos!
Que tall? Para mí, está bien. Estoy
un poco enfermo… pero entiende, tengo que vivir :)
Jestem
chora. Psychicznie- z tęsknoty i niezadowolenia. Ale skoro niezadowolenie mija
dzięki nowopoznanym Erasmusom i rozkręcającej się atmosferze w której każdy coś
znajdzie dla siebie to czuję, że będzie lepiej każdego dnia! :)
Rano zwlekałam
się z łóżka niechętnie po 8 godzinach snu (rzadko tyle tu śpię). Środa to
jedyny dzień, kiedy zaczynam później zajęcia. Później to znaczy o 10.30. A i
tak tym razem mam test poziomu hiszpańskiego w szkole językowej na godzinę 10.
Muszę zapłacić jeszcze 5 euro, zdzierstwo jak na instytucję uniwersytetu!
Szybki rekonesans lodówki. Mam do wyboru- płatki albo sałatkę z
przedwczorajszym chlebem. Wybieram to drugie, bo kiedyś to trzeba zjeść.... Nim
się orientuję jest dawno po czasie, kiedy miałam wyjść. Do szkoły językowej
docieram o 10:25, przekładam test na 17 (13-17 jest zamknięte- wiecie, siesta i
te sprawy) i pędzę na wydział, bo za pięć minut zaczynam ćwiczenio- wykład. W
Hiszpanii zajęcia są właściwie takimi ćwiczeniami, bo działamy w grupach do 30
os. Teraz czeka mnie psychologia pamięci- to te najbardziej porywające ze
zmieniającym się językiem. Zajęcia przesiedziałam z Zygfrydem (komputer)
uruchamiając dysk od Diogo, aby zgrać polecony przez niego serial- Arrow. Pani
Pilar nie zauważyła pewnie, miedzy prowadzeniem zajęć po ang, odpowiadaniem na
pytania po hiszpańsku i uwaga- pokazywaniu testu pamięci oczywiście po
hiszpańsku, że mało który Erasmus jej słucha. Ale też jak mam słuchać, skoro
ona do mnie po hiszpańsku? A na prośbę Jess (Australijka), aby przetłumaczyła
instrukcję do testu na ang odpowiedziała, że po zajęciach możemy sobie
sprawdzić tłumaczenie w bibliotece. Pffff!! Zostawmy Pilar, ona jak ona, ale
ten dysk raz działa raz nie. Wczoraj mi upadł, może jednak coś mu się stało. I
panika gotowa. Napisałam do Bartka, Agaty i Hugo, co mam zrobić. Elektroniczne rzeczy wgle mnie nie słuchają ostatnio. Ostatecznie ze wszystkich opcji
zaczęłam od zmiany gniazda USB.... i zadziałało... Uffff.... to w końcu z 50 e
w kieszeni.... No dobra, to oddam mu ten dysk,
czym prędzej- umawiam się z nim po teście językowym.
O 13
rozpoczynają się cykliczne spotkania- Tandemy językowe. Studenci z Hiszpanii i
Erasmusi z naszego fakultetu psychologii przychodzą pogadać w innych językach,
podjeść darmowe żarcie i dobrze spędzić czas. Impreza była przednia.
Zapoczątkowała wiele pozytywnych zmian. Nasze językowe
spotkanie skończyło się o 14, bo przecież siesta- sprawa święta. xD Po spotkaniu gadamy z moimi 3 muzami,
czyli z Dianą, Karo i Patrycją, które poznałam wczoraj. Uwielbiam je. Bosko mi się z tymi dziewczynami spędza czas. Przegadałyśmy plany podróżnicze i ogólnie
studiowania tutaj. Mamy podobne pomysły, więc od teraz czuję, że w kupie siła.
Chcę z nimi podróżować, co weekend najlepiej! hahahaha, podbijemy Europę
zachodnią! :) W niedzielę mamy plan pojechać rowerami nad pobliskie jeziorko
właśnie rowerem. Nie mogłyśmy się rozstać, więc poszłam
z nimi na przedmiot zarządzanie informacją w psychologii- jest po hiszpańsku i jest
na komputerach. Nic nie rozumiałam. Ani pół słowa. Boże, jak dobrze, że mam
zajęcia po ang! Na jutro wieczór zaprosiłam je do siebie i zwinęłam się na test
z hiszpańskiego. Napisałam połowę, bo tylko tyle zdążyłam. Nie był skomplikowany,
ale widziałam swoje braki. Wiedziałam gdzie w notatkach mam to, o co pytają- tą
odmianę czy tą konstrukcję. Widziałam jak Miguel ją mówi, ale nie mogłam sobie
przypomnieć… To trochę frustrujące. Ale z drugiej strony wiem ile nie wiem.
Po teście
poszłam do Diogo z duszą na ramieniu. Czy dysk będzie działał pod jego
komputerem? Mieszka w samym centrum, tuż przy katedrze, ale skoro w centrum to oznacza
tryliard wąskich uliczek, więc oczywiście zabłądziłam. xD W mieszkaniu
podłączyliśmy dysk i działa! Hula! Hurra! Oddając dysk
Diogo uznałam, że chciałabym pójść na żarcie po 1 euro, o którym wszyscy trąbią.
Idziemy na imprezę? O kurcze,
powiedziałam to głośno? No to jak powiedziałam to idziemy. Droga w
jedną str zajęła nam 40 min pieszo, ale opłacało się
przejść całe miasto. Jedliśmy
małe, podłużne bułeczki z kurczakiem, sałata i majonezem, zestaw drugi- z
tuńczykiem i sosem cezara oraz najlepsze z ciemnego pieczywa z nutellą i
m&m’sami... o gaddd, pyszne!!! W pon są po 0.5 euro, a w śr wszystko,
włącznie z napojami, chodzi po 1 euro. Ach! Będę tu częstym gościem.
Od niedzieli
wszystko się pozmieniało, świat stał się lepszy. Może i zdrowie wróci do normy?
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za Twoje wsparcie! :)