środa, 19 lutego 2014

02.12 Środa- 3 muzy i mondaditosy

Hola todos!
Que tall? Para mí, está bien. Estoy un poco enfermo… pero entiende, tengo que vivir :)

Jestem chora. Psychicznie- z tęsknoty i niezadowolenia. Ale skoro niezadowolenie mija dzięki nowopoznanym Erasmusom i rozkręcającej się atmosferze w której każdy coś znajdzie dla siebie to czuję, że będzie lepiej każdego dnia! :)

Rano zwlekałam się z łóżka niechętnie po 8 godzinach snu (rzadko tyle tu śpię). Środa to jedyny dzień, kiedy zaczynam później zajęcia. Później to znaczy o 10.30. A i tak tym razem mam test poziomu hiszpańskiego w szkole językowej na godzinę 10. Muszę zapłacić jeszcze 5 euro, zdzierstwo jak na instytucję uniwersytetu! Szybki rekonesans lodówki. Mam do wyboru- płatki albo sałatkę z przedwczorajszym chlebem. Wybieram to drugie, bo kiedyś to trzeba zjeść.... Nim się orientuję jest dawno po czasie, kiedy miałam wyjść. Do szkoły językowej docieram o 10:25, przekładam test na 17 (13-17 jest zamknięte- wiecie, siesta i te sprawy) i pędzę na wydział, bo za pięć minut zaczynam ćwiczenio- wykład. W Hiszpanii zajęcia są właściwie takimi ćwiczeniami, bo działamy w grupach do 30 os. Teraz czeka mnie psychologia pamięci- to te najbardziej porywające ze zmieniającym się językiem. Zajęcia przesiedziałam z Zygfrydem (komputer) uruchamiając dysk od Diogo, aby zgrać polecony przez niego serial- Arrow. Pani Pilar nie zauważyła pewnie, miedzy prowadzeniem zajęć po ang, odpowiadaniem na pytania po hiszpańsku i uwaga- pokazywaniu testu pamięci oczywiście po hiszpańsku, że mało który Erasmus jej słucha. Ale też jak mam słuchać, skoro ona do mnie po hiszpańsku? A na prośbę Jess (Australijka), aby przetłumaczyła instrukcję do testu na ang odpowiedziała, że po zajęciach możemy sobie sprawdzić tłumaczenie w bibliotece. Pffff!! Zostawmy Pilar, ona jak ona, ale ten dysk raz działa raz nie. Wczoraj mi upadł, może jednak coś mu się stało. I panika gotowa. Napisałam do Bartka, Agaty i Hugo, co mam zrobić. Elektroniczne rzeczy wgle mnie nie słuchają ostatnio. Ostatecznie ze wszystkich opcji zaczęłam od zmiany gniazda USB.... i zadziałało... Uffff.... to w końcu z 50 e w kieszeni.... No dobra, to oddam mu ten dysk, czym prędzej- umawiam się z nim po teście językowym.

O 13 rozpoczynają się cykliczne spotkania- Tandemy językowe. Studenci z Hiszpanii i Erasmusi z naszego fakultetu psychologii  przychodzą pogadać w innych językach, podjeść darmowe żarcie i dobrze spędzić czas. Impreza była przednia. Zapoczątkowała wiele pozytywnych zmian. Nasze językowe spotkanie skończyło się o 14, bo przecież siesta- sprawa święta. xD Po spotkaniu gadamy z moimi 3 muzami, czyli z Dianą, Karo i Patrycją, które poznałam wczoraj. Uwielbiam je. Bosko mi się z tymi dziewczynami spędza czas. Przegadałyśmy plany podróżnicze i ogólnie studiowania tutaj. Mamy podobne pomysły, więc od teraz czuję, że w kupie siła. Chcę z nimi podróżować, co weekend najlepiej! hahahaha, podbijemy Europę zachodnią! :) W niedzielę mamy plan pojechać rowerami nad pobliskie jeziorko właśnie rowerem. Nie mogłyśmy się rozstać, więc poszłam z nimi na przedmiot zarządzanie informacją w psychologii- jest po hiszpańsku i jest na komputerach. Nic nie rozumiałam. Ani pół słowa. Boże, jak dobrze, że mam zajęcia po ang! Na jutro wieczór zaprosiłam je do siebie i zwinęłam się na test z hiszpańskiego. Napisałam połowę, bo tylko tyle zdążyłam. Nie był skomplikowany, ale widziałam swoje braki. Wiedziałam gdzie w notatkach mam to, o co pytają- tą odmianę czy tą konstrukcję. Widziałam jak Miguel ją mówi, ale nie mogłam sobie przypomnieć… To trochę frustrujące. Ale z drugiej strony wiem ile nie wiem.

Po teście poszłam do Diogo z duszą na ramieniu. Czy dysk będzie działał pod jego komputerem? Mieszka w samym centrum, tuż przy katedrze, ale skoro w centrum to oznacza tryliard wąskich uliczek, więc oczywiście zabłądziłam. xD W mieszkaniu podłączyliśmy dysk i działa! Hula! Hurra! Oddając dysk Diogo uznałam, że chciałabym pójść na żarcie po 1 euro, o którym wszyscy trąbią. Idziemy na imprezę? O kurcze, powiedziałam  to głośno?  No to jak powiedziałam to idziemy. Droga w jedną str zajęła nam 40 min pieszo, ale opłacało się przejść całe miasto. Jedliśmy małe, podłużne bułeczki z kurczakiem, sałata i majonezem, zestaw drugi- z tuńczykiem i sosem cezara oraz najlepsze z ciemnego pieczywa z nutellą i m&m’sami... o gaddd, pyszne!!! W pon są po 0.5 euro, a w śr wszystko, włącznie z napojami, chodzi po 1 euro. Ach! Będę tu częstym gościem.

Od niedzieli wszystko się pozmieniało, świat stał się lepszy. Może i zdrowie wróci do normy? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za Twoje wsparcie! :)