piątek, 21 lutego 2014

02.21 500 km, 8 h, 4 auta i jest szczęście

Po zajęciach przez 2 h szukałam dobrej mapy samochodowej i gazu pieprzowego. W Walencji mapy można kupić w każdym kiosku na każdym rogu, ale mapę Hiszpanii z numeracją dróg... Mhm... Dorwałam ją w końcu na Plaza del Ayuntamiento. Natomiast gaz pieprzowy to rzecz prawie niemożliwa do kupienia. Po pierwsze- jeśli ma się skończone 18 lat, każdy może go kupić (pytałam w Armii Narodowej i nie trzeba dodatkowych zezwoleń), po drugie można go dostać tylko w sklepie z bronią. Nim się tego wywiedziałam była już siesta, więc kupiłam tylko jakiś mały dezodorant- też podrażnia oczy, nie? I ruszyłam na południe miasta.

Co ciekawe, kiedy łapie się stopa bardzo ważne jest miejsce gdzie się stoi. Musi być dość miejsca, aby auto mogło się spokojnie zatrzymać. No i właśnie, Walencja kończy się... niespodziewanie. Miałam problem z miejscówką, ponieważ zaraz za blokami zaczyna się autostrada, ale szczęśliwie zatrzymało się auto raptem po 5 min. machania. Zatrzymał się przesympatyczny starszy pan z 7 letnim synem. Jechał tylko do Xativy (ok. 50 km), ale jak usłyszał, że mam stracha, że pierwszy raz jadę tak daleko i sama i kiepsko mówię po hiszpańsku i jadę do przyjaciółki to wziął mnie pod swoje skrzydła. Pojechał ze 20 km dalej, do knajpy gdzie zatrzymują się kierowcy ciężarówek. Pogadał z jednym z nich i okazało się, że jedzie 100 km przed Granadę- do Bazy, więc się z nim zabrałam. Dał nam na drogę kosz słodziutkich pomarańczy i wgle bardzo przejęty jeszcze mi euro wciskał, ale oczywiście odmówiłam. xD Wymieniliśmy się nr tel., aby pokazał mi pobliskie góry, którymi się zachwycałam po drodze.


Póki co jest radość. Kierowca ciężarówki rusza za ok. 20 min i kupił mi espresso. xD Jak mu sie skończy czas jazdy to zagada z innymi kierowcami, aby mnie zabrali, więc jest widok na ładna drogę, przez góry, do Granady... do Oli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za Twoje wsparcie! :)