poniedziałek, 24 lutego 2014

02.24 Powrót do domu

Dzień rozpoczęłyśmy o 6. Ledwie wstałyśmy po nocnym pakowaniu. Ola wyposażyła mnie w brakujące wieszaki, dała część kosmetyków i jedzenia. Więc w sumie wracam do Walencji jak po zakupach- plecak mam wypchany do granic możliwości.

Olę razem z jej 3 najbliższymi Erasmuskami na dworzec skąd jedzie autobusem do Madrytu. Łzy, uściski... Ech, mnie też to czeka za kilka miesięcy... Jej, jak sobie pomyślę ile podczas tego semestru się może pozmieniać...

Przeszłam najdalej jak mogłam za Granadę, do drogi wylotowej. Jest to miasto, które możemy powiedzieć, ma rozległe obrzeża, więc szłam z dworca, który już w centrum nie jest, ponad godzinę. Aby tego było mało lał deszcz. Po 45 min marszu przemokły mi buty, a spodnie i rękawy kurtki ściekały wodą... Autostopu mi się zachciało, xoder! Czekam 15 min i nikt nie chce się zatrzymać.. Więc idę do przodu poszukać innego miejsca. Zajęło mi to koleje pół godziny. Obiecuje sobie, że to ostatni raz z tym autostopem.

Pierwsze auto zatrzymało się po 15 min, podwiozła mnie Pani do najbliższej większej krzyżówki- ok 2 km... Podeszłam pod górkę i zaczaiłam się na kolejnego kierowcę, który zatrzymał się po ok 10 min. Niestety znów podwiózł mnie tylko ok 5 km do krzyżówki z autostradą.

No nic... Wspięłam się na zjazd autostrady i przy zjeździe machałam, aby się ktoś zatrzymał i taką mokrą kurę zabrał. Po 10 min zatrzymał się koleś, który jechał do Armenii (miejscowość nadmorska na południe od mojej A-92). Podwiózł mnie ok 50 km do Guadix. Autostrada w pobliżu tego miasta jest położona na wysokości powyżej 1300 m.n.p.m., więc zastał nas... śnieg. Na centymetr śniegu, który spadł, jechała nawet odśnieżarka! Koleś mówił czystym kastylijskim hiszpańskim, więc coś nawet rozumiałam i ucięliśmy sobie miła rozmowę o górach.

W Gaudix zrobiłam sobie przerwę- wysuszyłam się trochę pod suszarka do rąk i ruszyłam dalej w drogę. Tym razem z Andaluzyjczykiem, więc rozmowa nie szła tak gładko, ale o dziwo dużo lepiej niż w piątek. Jestem z siebie dumna- tak jak mówiła Ola, dwa dni gadania po hiszpańsku i są postępy. Andaluzyjczyk podwiózł mnie szybciorem kolejnych 60 km do Bazy i tu już uparłam się, aby złapać bezpośrednią ciężarówkę. Miałam dość przesiadek- byłam mokra, zmarznięta, ale szczęśliwa, że jestem coraz bliżej domu.

Przedostatnim kierowcą był przewesoły Marokańczyk- Mustafa, kierowca canones, czyli owej ciężarówki. Nauczył mnie trochę słówek arabskich, piłam marokańską herbatę, jadłam marokański chleb i słuchałam ichniejszej muzyki- nawet dostałam płytę do posłuchania na potem. Fantastico! Problemem był jego kolega, który jechał drugą ciężarówką. Kolega z zepsutej ciężarówki powodował częste postoje na dolewanie wody... Stąd dojechałam kawałek przed Xativę, gdzie mój marokański znajomy oznajmił mi łamaną franszczyzną z hiszpańskim, że teraz mogę się przespać i ruszamy dalej za 9 h (czyli o 1 w nocy), bo skończył mu się czas pracy. Hahaha, a to dobre! Mowy nie ma- chcę do domu. Wypiłam z nim herbatę, która tak bardzo mi smakowała i zawinęłam się na stacje benzynową.

Byłam tak rozbawiona przez Marokańczyka, że pierwsze auto, które wyjeżdżało ze stacji się zatrzymało. Koleś wyjrzał ze sportowego golfa V i zapytał tylko, czy jestem sama. W 45 min byłam w Walencji. A w dodatku całą drogę poprawiał moje błędy językowe, za co jestem mu bardzo wdzięczna.

Do centrum dojechałam autobusem 180 za 1,45 euro już nieco zmęczona. Aktualnie pisze z placu królowej po krótkim błądzeniu już w Walencji. xD

500 km, 11h, 6 kierowców + autobus. Droga zabrała mi cały dzień. Pierwszy raz nie byłam na zajęciach, ale uważam, że się opłacało, tym bardziej, że chciałabym część z nich zmienić! Ponadto miałam plan, aby po Erasmusie gadać po Hiszpańsku, a przez ten weekend już gadam! Rozumiem z 60-80% średnio, pod warunkiem, że rozmówca mówi po kastylijsku. Odpowiadam trochę się zacinając, ale jeśli przez 4 dni zrobiłam takie kolosalne postępy, że mogę mówić, co myślę, a nawet żartować... Chcę umieć mówić jak rodowita hiszpanka i po prostu to zrobię! Czas operacyjny: 12 m-cy. :)

1 komentarz:

  1. Z mojego doświadczenia najlepiej łapać na stacjach po prostu pytając ludzi czy jada w tym kierunku i czy nie zabiora bo sami z siebie nie lubia sie zatrzymywać. .. i tak dobrze trafilas ;) powodzenia i pozdrowienia z Polski ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za Twoje wsparcie! :)