wtorek, 4 lutego 2014

Początki Erasmusa (4 pierwsze dni)

Hej kochani
Blog będzie miejscem w którym będę pisać dla tych osób, które są zainteresowane moją przygodą z Erasmusem. Droga do Walencji zabrała mi cały dzień. Samolot miałam 31.01 o 16 z Modlina. W sumie do Walencji są dwa tanie połączenia- Wawa Modlin do Bcn lub Kraków- Alicante. Do Bcn można złapać lot za 96 zł, a do Alicante za 185 zł. Ja zdecydowałam się na lot do Bcn, ponieważ trochę ją już znam i wiedziałam jak dojechać na dworzec kolejowy. W Łodzi dzięki pomocy rodziny w spokoju dotarłam na Widzew i wsiadłam do pociągu o 10 z minutami. Problemy zaczęły się, a jakże!, między Warszawą centralną, a wschodnią, ponieważ był zablokowany przejazd. Godzinne opóźnienie pociągu do Modlina? Przecież nie zdążę na odprawę! Więc bum bum bum- noszenie walizki (20 kg) po schodach, góra, dół, do tramwaju, szukanie innego połączenia. Na szczęście złapałam całkiem przypadkiem na pl Defilad autobus do Modlina (33 zł, a pociągiem 15) i na lotnisku byłam dokładnie 10 min przed końcem odprawy... Zestresowana oddałam bagaż i gadałam przez ostatnie minuty w Polsce z rodziną i przyjaciółmi, których może zobaczę za pół roku. Lot przespałam i przegadałam ze współpasażerem. Piękne były widoki za oknem- goniliśmy zachód słońca więc chmury zabarwione na czerwono wyglądały jak jezioro ognia... :) W końcu o 19 wylądowaliśmy w kochanej Hiszpanii. Stąd autobusem bodajże 46, dojechałam do dworca Sants (2,5 e bilet jednoprzejazdowy, ale polecam nieco droższą opcję jazdy prosto z lotniska pociągiem), a renfe do Walencji dopiero o 22... Spokojnie więc zjadłam, porozglądałam się i osłuchiwałam się z Hiszpańskim. Co ciekawe jeśli rozpoczynasz rozmowę po ang to mało kto rozumie, ale jeśli zaczniesz po hiszpańsku pytając czy mówią po angielsku (hablas ingles?) prawie każdy przerzuci się na angielski. Po 3 i pół godzinnej drodze stałam przed dworcem południowym w Walencji. Co czuję? Ciepło jak u nas, w Polsce, w kwietniu. Co więcej? Zagubienie. Właściwie czuję się zagubiona jak 150! Stoję w środku wielkiego miasta i jak mam znaleźć jakąś tam uliczkę Benicarlo, gdzie mieszka koleżanka ze studiów- Natalia?! Ostatecznie poleciła mi taksówkę co okazało się strzałem w dziesiątkę i kosztowało raptem 8 euro. Po drodze okazało się, że mało co rozumiem po Hiszpańsku. Na szczęście tubylcy umieją trochę angielskiego! Dogadałam się z Panem Taksówkarzem Spanglishem xD U Natalii w mieszkaniu byłam o 2 w nocy, drzwi otworzył mi Chińczyk... Weszłam i zaniemówiłam. Trochę dlatego, że zabrakło mi słów po hiszpańsku (szybko zmieniłam język na angielski), a trochę dlatego, ze to mieszkanie jest piękne... 3 sypialnie, łazienka, mały korytarzyk i piękny salon z czerwonymi i białymi meblami przedzielony barkiem z czarno-srebrną kuchnią. Rozłożyłam się na czerwonej kanapie i natychmiast usnęłam. Kolejnego dnia obudziłam się w południe, tak jak i inni współlokatorzy. Myślę, że to cudowne miejsce dla nocnych marków! :) Razem z Natalią odchorowywałyśmy- ona przeziębienie, ja zakwasy i ogólne zmęczenie. Przeszłyśmy się tylko na krótki spacer do marketu (Mercadona jest najtańsza i dobrze zaopatrzona). Podczas przygotowań obiadu zastanawiałam się czy Natalii nie będzie przeszkadzał mój styl jedzenia- owsianka na śniadanie i warzywa z kaszą na obiad. A tu niespodzianka! Natalia zrobiła sałatkę z ryżem! Jemy podobnie! :) Trochę pogadałyśmy i podała mi kontakt do Alejadra, który ma agencję wynajmującą mieszkania. Dobrze zainstalować sobie Whatsuppa. Wszyscy się nim komunikują. Poszłam więc na umówioną godzinę do biura Alejadra, a ono zamknięte... nie mam internetu, jestem w centrum dopiero co poznanego miasta, a tutaj kolesia nie ma... co robić? Poddałam się, zrobiłam rundkę dookoła centrum i wróciłam do domu... Trzeci dzień to sobota. Już o 11 byłam umówiona na oglądanie mieszkań z Alejandro. Zobaczyliśmy w sumie 3 mieszkania. Najmniejsze pokoje były za 210 i 225 euro miesięcznie (z wliczonymi opłatami). Trochę dużo, a pokoiki małe... nie taki jak śliczne mieszkanie Natalii. Plusem była odległość do uczelni- wszystkie były mniej niż 15 min pieszo od Wydziału Psychologii. Zastanawiałam się jeszcze w biurze przez bitą godzinę który pokój wziąć. Ostatecznie dwie pozostałe osoby, które oglądały z nami mieszkania podpisały umowy, a ja? To ja się jeszcze zastanowię. Nie mogłam zebrać myśli. Wziąć ten pokoik czy ten? Wgle wziąć czy poczekać? Jak to się załatwia dalej? Jak przetłumaczę umowę po hiszpańsku? Miałam tyle pytań... Zajrzałam w siebie i... poszłam na spacer :) Ruch zawsze pozwala zebrać myśli. Oddałam się chłonięciu atmosfery Rio Turia. Warto abyście usłyszeli zaskakującą opowieść o rzece Turia i samej Walencji. Otóż miasto zostało założone już w 138 r.p.n.e.! Usytuowane nad rzeką i morzem pięknie się rozwijało. Wyrywali je sobie z rąk Rzymianie, Arabowie, Aragończycy i Francuzi. Swego czasu było stolicą królestwa pod zwierzchnictwem Aragonii (obszar Hiszpanii jak rozumiem). Wybudowano w niej wiele pięknych budynków np. katedrę której budynek ma elementy chyba każdego stylu architektonicznego :) Wracając do samej rzeki Turii- w 1957 roku rzeka biegnąca półkolem wokół ścisłego centrum miasta wylała powodując powódź. Woda sięgała pierwszych pięter pobliskich budynków. Mądrzy władcy zaczęli się zastanawiać czy śmierdząca rzeka w centrum miasta jest tak potrzebna i... zbudowali drugie koryto oraz tamę. W centrum miasta rzeka chyba została puszczona pod ziemią (ale nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam xD), a w dawnym korycie wykorzystując żyzną glebę zasadzono drzewa i krzewy. Tak oto ścisłe centrum miasta od północnego-wschodu półkolem otacza szeroki na 150 m park. W niedzielę czułam już presję znalezienia mieszkania. Natalia wracała do Polski w środę więc do wtorku musiałam się wyprowadzić z jej salonu. Będę tęsknić za jej czerwoną kanapą... Co więcej- nie wiem czy papierologia między uniwersytetami zadziała i czy na pewno mogę tu studiować (niby wszyscy z Uniwersytetu Łódzkiego zapewniali mnie, że wszystko jest ok, ale jakoś czułam niepokój). Zawsze kiedy praca się piętrzy najlepiej... zrobić coś zupełnie innego. Dlatego ucięłyśmy sobie pogawędkę z Natalią o horoskopie. Wywróżyła mi, że w połowie lutego będę mieć przypływ energii, a aktualnie bodajże Neptun mam w 9 domu co oznacza, że będzie mnie ciągnąć do podróży. Więc Erasmus dla mnie akurat teraz to dobra decyzja. I wówczas jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie troski mi odpuściły. Wiedziałam co i jak kolejno robić. Po pierwsze: mieszkanie. Do roboty. Najpierw dołączyłam do wszystkich możliwych grup Erasmusa w Walencji na fb jakie znalazłyśmy. Napisałam prywatne wiadomości do osób które do grup wrzuciły ogłoszenia o mieszkaniach. Zrobiłam tabelkę z mieszkaniami, cenami, rozmiarami pokoi, współlokatorami i umawiałam się na zobaczenie mieszkań w poniedziałek.

Na początku jak widzicie było ciężko. Dzięki Natalii i jej radom było mi dużo łatwiej odnaleźć się w Erasmusowej rzeczywistości, która jest absolutnie różna od studiowania na macierzystej uczelni. Języki mieszają się- angielski, hiszpański, polski, a nawet używałam rosyjskiego z Aliną- współlokatorką Natalii. Ludzie są maksymalnie otwarci, pełno rzeczy w mieszkaniach, które są zostawione po byłych Erasmusach i wielki luz z którym na początku nie wiadomo co robić. Jestem pełna nadziei i planów. :)

4 komentarze:

  1. Oczywiście trzymam kciuki. Jednak jakiś postęp jest w tej Hiszpanii, bo jak byłem w Walencji w 2003 r., to tubylcy nic po angielsku nie rozumieli - z wyjątkiem jedynie naukowców. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... naprawdę nie miewałaś tak wcześnie zajęć na UŁ? Aż dziwne... Trzymam kciuki za wczesne wstawanie i całą erasmusową wyprawę!

    OdpowiedzUsuń
  3. start niezły ... zobaczymy co będzie dalej. Ciepło rozleniwia, trzymam jednak za Ciebie kciuki,gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. 42 yrs old Account Coordinator Abdul Royds, hailing from Victoria enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Rappelling. Took a trip to Timbuktu and drives a Ferrari 410S. uwielbiam to

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za Twoje wsparcie! :)